Moje Himalaje cz I Podróż do Doha
Warszawa pożegnała mnie deszczem, niebo tego dnia płakało i sama nie wiem dlaczego, bo przecież moje podróżnicze serce pełne było optymizmu. W końcu czekała mnie przygoda. Faktycznie szaleństwo inni mowią , tak zgadzam się z tym, ale ja jestem szalona. Kocham to moje ułożone inaczej życie łapię, każdą minutę i wyciskam z niej soki. Oczywiście ze mną tak chyba do starośći więc dobrze, że chociaż są kliniki odnowy bilogicznej bo w końcu kiedyś będzie trzeba się wypełnić o przepraszam uzupełnić a nie nie napełnić a zresztą jak zwał tak zwał.
Tym razem w podróż zabrałam tylko płatki z kolagenem pod oczy i to musi mi w zupełności wystarczyć.
Wracając do lotu oczywiście zawsze jest pewien niepokój, który mnie dopada kilka godzin przed lotem wtedy wiem, że wszystko przechodzi jak tylko uświadamiam sobie dlaczego lecę i po co to robię.
No więc teraz czas odpowiedzieć po co?
No właśnie ? Jestem spełnioną kobietą nic nikomu nie muszę udowadniać, jestem szczęśliwa i oby nikt nie pomyślał że samotna. Jestem wariatką, która lubi i kocha to co ją otacza.Wariatką która obcuje z przyprodą i szanuje każdy skrawek danej nam ziemi.
Dbam o swój organizm, bo to jest jedyny dom, w którym będę żyła do końca życia.
Szanuję ludzi ich kulturę i wyznania nie przeszkadza mi kolor skóry. Lecę i zawsze kiedy jestem w innym kraju szanuję ich zasady, dostosowuję się do kraju nigdy nie odwrotnie.
W Warszawie na lotnusku spotkałam kolegę, podróżnika wspinacza i można chyba rzec himalaistę. Zawsze warto spotkać kogoś z kim można zamienić kilka słów. Tym bardziej, że jeśli ludzi coś do siebie ciągnie, to muszą się spotkać, choćby stawiali na swojej drodze najrozmaitsze przeszkody, bombardowali się ukrytymi znaczeniami, błędnie interpretowali swoje zachowania, mijali się tam, gdzie powinni się spotkać.
Poznałam go przypadkiem przy spontanicznych aptekowych zakupach a może jednak nie spontanicznych tylko zamierzonych tak teraz sobie przypomninam leciałam wtedy w daleki ląd Afryki i potrzebowałam specjalistyczne leki i to właśnie On chyba najbardziej profesjonalnie podszedł do sprawy. Kilka przemówionych zdań i okazało się, że pasja do podróży to wspólny mianownik. Wiem także a może nie wiem do końca, bo czy to co myślę jest prawdą 😁, że jest miłośnikiem kawy wieć od tego czasu zawsze pamiętam kupić kawę z każdej podróży świata. Ot tak dla spełnienia marzeń.
Kiedy zasiadłam wygodnie w fotelu linii Qatar Airwais na pokładzie samolotu Airbas A320
obdarowano mnie podusią i ciepłym kocykiem.
Wygodnie się rozsiadłam w fotelu bo czekała mnie długa podróż.
Ponad 30 h w podróży z przerwą oczywiście. Podróż zawsze trzeba sobie jakoś umilić. Stewardesa podaje menu na dzisiejszy lot. Uff jest danie wegetariańskie.
Lot spokojny relaksujący trochę przegadany.
Po przylocie czas na wizę i transfer do hotelu.
Z wizą oczywiście nie ma problemu a wręcz przeciwnie z uśmiechem na ustach witają mnie w Doha jeszcze tylko celnik prosi o szczery uśmiech i skanuje monitorem moje zęby. Dobrze, że o nie dbam pomyślałam niespiesznie odbierając mój paszport.
Witamy w Doha.
Linie lotnicze zapewniają mi transport do hotelu oraz nocleg.
Spośród wielu hoteli wybieram Onyx Rotana ***** cieszę się jak dziecko, znam tą sieć arabskich hoteli. Duży poziom myślę, że przyda mi się taki luksus przed kolejnym etapem mojej podróży.
Obsługa lotniska grzecznie prosi mnie żebym chwilę zaczekała w tym czasie łączę się z Wami na żywo i relacjonuję moje pierwsze "lajfy" czyli wy i ja w cyberprzestrzeni. Co za trudne słowo ale z pewnością był to nasz wspólny pierwszy raz. Fajnie myślę. Spoglądam na ekran telefonu kilka "Was"jest ze mną i już czuję się dobrze.
Wyjaśniam dlaczego sama to nie znaczy samotna.
Sama, no właśnie rozwinę to głębiej, to znaczy spełniona to znaczy goniąca za marzeniami i pragnąca życia jak nigdy dotąd.
Sama, ale nie samotna, bo świat nigdy nie jest pusty, zawsze odnajdzie się ktoś kto Cię przytuli. A ja tak lubię się tulić. Sama, to absolutnie nie oznacza nieszczęsliwa.
Nawprawdę nigdy w moim życiu nie byłam szczęśliwsza. Sama, to wreszcie kolorowa pomimo mojej czerni. Na końcu zapytam czy sama to też oznacza odważna? Nie wiem, może szalona. I dodam jeszcze, że sama, to też otwarta na nowości i nowe znajomości.W każdym bąć razie sama, to spełniona.
Świat jest pełnen ludzi i jak tu być sama nie da się i tyle.
To właśnie jest wielkie szczęście spotkać kogoś z kim od razu czujesz się super. Już wspomniałam wspaniały czlowiek ktorego miałam okazję już znać i którego długo już jestem wierną fanką, czyli Paweł ale też nowa cudowna, dynamiczna i absolutnie uśmiechnięta Agnieszka. Cóż to za fajna postać. Pełna humoru energii i ciepła i niesamowitego ekspresjonizmu, który czuję od stóp do głów a to sprawia,że przenika on we mnie. Czasem się zastanawiam jak to jest, że widzisz kogoś po raz pierwszy i już wiesz chemia jest.
Już wiesz, że będzie ci dobrze bez względu na wszystko.Już wiesz, że mozesz uciec na koniec świata i zawsze będziecie trzymać się za ręce.
I tak się stało wszystko zadziałało z obiema tymi osobami. Coś tam dziwnego sprawia, że czuję z się z nimi wyśmienicie. I pierwszy raz po cichu żaluję, że tak dalej sama...
Śmieję się, jestem szczęsliwa i znów wiem, że życie zawsze niesie niespodzianki i kocham je dostawac bo dzięki nim jestem sobą i mogę być radosna a jak tak bardzo lubię się śmiać.
Bukuję się w hotelu, robi ogromne wrażenie. Kładę plecak oddycham spokojnie i biorę chwilę dla siebie.
Pokój piękny, przestronny z ogromnym wygodnym łóżkiem. Jestem - moje ulubione słowo - sama, wcale mi to nie przeszkadza. Rozbieram buty trekingowe nogi czują odpoczynek wyrzucam w kąt skarpety a małe paluszki cieszą się jak 10 małych dziewczynek na jednym placu zabaw tylko każda huśta się w inną stronę. Uff ulga myślę. Planuję resztę dnia. Pytam w recepcji o możliwość zwiedzania Doha. Co? Ile? Drogo! Taksówką drogo, bus hotelowy jeszcze droższy. Pytam czy iść pieszo jest bezpiecznie, recepcjonista stanowczym tonem odpowiada oczywiście Proszę Pani. Z lekkim niedowierzaniem staram się mu uwierzyć. Jest decyzja kilka kilometrów pokonam sama pieszo po prostu a co mi tam - idę.
Pierwsze kroki jestem nie pewna i bardzo ostrożna rozglądam się wszędzie jakbym właśnie coś straciła.Temperatura grubo ponad 30 st i już sama nie wiem czy wilgotność nie męczy czy trochę jednak poczucie obcości w innym kraju.Z każdym krokiem czuję się bezpieczniej całkowicie obcy mi pan pomaga przejść po remontowanej drodze, cały czas mówiąc "nic się nie martw- spokojnie". Nawet w pewnym momencie próbuje podać mi rękę z grzeczności żebym się nie przewróciła na kamieniach ale stanowczo odmawiam.
To zawsze działa. Droga szalona samochody pędzą jak oszalałe. Przez pasy trzeba przebiegać nikt się nie zatrzyma.
Jestem coraz spokojniejsza i zaczynam się delektować spacerem. Już nie rozgladam się za ludźmi zachowuję jednak czujność raczej zaczynam obserwować ludzi. Nikt na mnie nie patrzy.Wiele osób spokojnie spaceruje wzdłuż promenady portowej, ktoś ćwiczy na ulicznej siłowni z widokiem na morze, ktoś inny siedzi w parku zajadając owoce a ktoś jeszcze inny biega w prawie 40 st upale. No taki mamy tutaj klimat. Uspojajam się całkiem, idę jakby wolniej emocje pierwszego oddechu opadły. Dochodzę do Muzeum Islamu budynek piękny i okazały ale o tej porze zamknięty. Szkoda myślę, może gdybym się tak w hotelu nie grzebała to mogłabm wejść do środka. Trudno może innym razem będzie okazja.
Trochę wpuszczam się w centrum miasta.Nie wiem dlaczego, ale mnie nie urzekło to miasto.
Owszem ładne ale bywałam w ładniejszych miejscach.
Decyduję się wracać. Kiedy widzę już napis Onyx Rotana czuję, że kompletnie jest mi potrzebny basen. Dzięki radzie mojej siostry wzięłam pełny strój kąpielowy. Odpływam dosłownie i w przenośni. Spokojnie pokonuję kilka metrów wynurzając głowę nad wodę i jeszcze bardziej wiem, tego było mi trzeba najbardziej.
Chwilę jeszcze delektuję się ciszą i spokojem oddycham wilgotnym powietrzem, biorę głęboki oddech czuję smak powietrza zmieszanego z piaskiem. Biorę drugi głęboki oddech i czuję zapach Kataru zmieszany z męskimi perfumami. Typowy arabski zapach, trochę piżmowy, słodki ale nie przesłodzony. Czuje zapach palącej się szyszy, lubię czuć, dotykać smakować i przytulać i zawsze sobie myślę Bóg wiedział po co daje człowiekowi zmysły.
Tego wieczoru czekała mnie jeszcze jedna rozkosz. Każdy kto mnie odrobinę zna wie. Tak. Jazz Club. Kiedy tylko dostrzegłam muzykę na żywo wiedziałam, nic nie jest w życiu przypadkowe, jak oddawać się na wyjeździe roskoszy to tylko a może i zawsze takiej.
Zasiadłam przy stoliku zamówiłam lamkę białego wina sałatķę coś w końcu trzeba było zjeść i zasuchałam się bez granic. Przypomiałam sobie po którymś muzycznym uniesieniu, że sama nie znaczy samotna. Kilka komuniktatów do Agnieszki. Kusiłam ją na lampką wina, tiramisu na dobre towarzystwo na relaks przed wyprawą ale w ostateczności skusiłam tym samym co i mnie kręci Jazz Cub. Przyszli uśmiechnięci, pełni wigoru zawsze kiedy widzę taki uśmiech to serce napełnia się szczerością i błogim spokojem. Wiecie, że czując czyjeś wibracje można odpoczywać a jak ma się to w podwojonej dawce to dzieje się taka kumukacja dobrego samopoczucia, że nikt i nic nie jest w stanie tego zmienić.
Długo tego wieczoru delektowaliśmy się muzyką, dobrą zabawą, rozmową i sobą.
Czego w życiu można chcieć więcej ...
Tym razem w podróż zabrałam tylko płatki z kolagenem pod oczy i to musi mi w zupełności wystarczyć.
Wracając do lotu oczywiście zawsze jest pewien niepokój, który mnie dopada kilka godzin przed lotem wtedy wiem, że wszystko przechodzi jak tylko uświadamiam sobie dlaczego lecę i po co to robię.
No więc teraz czas odpowiedzieć po co?
No właśnie ? Jestem spełnioną kobietą nic nikomu nie muszę udowadniać, jestem szczęśliwa i oby nikt nie pomyślał że samotna. Jestem wariatką, która lubi i kocha to co ją otacza.Wariatką która obcuje z przyprodą i szanuje każdy skrawek danej nam ziemi.
Dbam o swój organizm, bo to jest jedyny dom, w którym będę żyła do końca życia.
Szanuję ludzi ich kulturę i wyznania nie przeszkadza mi kolor skóry. Lecę i zawsze kiedy jestem w innym kraju szanuję ich zasady, dostosowuję się do kraju nigdy nie odwrotnie.
W Warszawie na lotnusku spotkałam kolegę, podróżnika wspinacza i można chyba rzec himalaistę. Zawsze warto spotkać kogoś z kim można zamienić kilka słów. Tym bardziej, że jeśli ludzi coś do siebie ciągnie, to muszą się spotkać, choćby stawiali na swojej drodze najrozmaitsze przeszkody, bombardowali się ukrytymi znaczeniami, błędnie interpretowali swoje zachowania, mijali się tam, gdzie powinni się spotkać.
Poznałam go przypadkiem przy spontanicznych aptekowych zakupach a może jednak nie spontanicznych tylko zamierzonych tak teraz sobie przypomninam leciałam wtedy w daleki ląd Afryki i potrzebowałam specjalistyczne leki i to właśnie On chyba najbardziej profesjonalnie podszedł do sprawy. Kilka przemówionych zdań i okazało się, że pasja do podróży to wspólny mianownik. Wiem także a może nie wiem do końca, bo czy to co myślę jest prawdą 😁, że jest miłośnikiem kawy wieć od tego czasu zawsze pamiętam kupić kawę z każdej podróży świata. Ot tak dla spełnienia marzeń.
Kiedy zasiadłam wygodnie w fotelu linii Qatar Airwais na pokładzie samolotu Airbas A320
obdarowano mnie podusią i ciepłym kocykiem.
Wygodnie się rozsiadłam w fotelu bo czekała mnie długa podróż.
Ponad 30 h w podróży z przerwą oczywiście. Podróż zawsze trzeba sobie jakoś umilić. Stewardesa podaje menu na dzisiejszy lot. Uff jest danie wegetariańskie.
Lot spokojny relaksujący trochę przegadany.
Po przylocie czas na wizę i transfer do hotelu.
Z wizą oczywiście nie ma problemu a wręcz przeciwnie z uśmiechem na ustach witają mnie w Doha jeszcze tylko celnik prosi o szczery uśmiech i skanuje monitorem moje zęby. Dobrze, że o nie dbam pomyślałam niespiesznie odbierając mój paszport.
Witamy w Doha.
Linie lotnicze zapewniają mi transport do hotelu oraz nocleg.
Spośród wielu hoteli wybieram Onyx Rotana ***** cieszę się jak dziecko, znam tą sieć arabskich hoteli. Duży poziom myślę, że przyda mi się taki luksus przed kolejnym etapem mojej podróży.
Obsługa lotniska grzecznie prosi mnie żebym chwilę zaczekała w tym czasie łączę się z Wami na żywo i relacjonuję moje pierwsze "lajfy" czyli wy i ja w cyberprzestrzeni. Co za trudne słowo ale z pewnością był to nasz wspólny pierwszy raz. Fajnie myślę. Spoglądam na ekran telefonu kilka "Was"jest ze mną i już czuję się dobrze.
Wyjaśniam dlaczego sama to nie znaczy samotna.
Sama, no właśnie rozwinę to głębiej, to znaczy spełniona to znaczy goniąca za marzeniami i pragnąca życia jak nigdy dotąd.
Sama, ale nie samotna, bo świat nigdy nie jest pusty, zawsze odnajdzie się ktoś kto Cię przytuli. A ja tak lubię się tulić. Sama, to absolutnie nie oznacza nieszczęsliwa.
Nawprawdę nigdy w moim życiu nie byłam szczęśliwsza. Sama, to wreszcie kolorowa pomimo mojej czerni. Na końcu zapytam czy sama to też oznacza odważna? Nie wiem, może szalona. I dodam jeszcze, że sama, to też otwarta na nowości i nowe znajomości.W każdym bąć razie sama, to spełniona.
Świat jest pełnen ludzi i jak tu być sama nie da się i tyle.
To właśnie jest wielkie szczęście spotkać kogoś z kim od razu czujesz się super. Już wspomniałam wspaniały czlowiek ktorego miałam okazję już znać i którego długo już jestem wierną fanką, czyli Paweł ale też nowa cudowna, dynamiczna i absolutnie uśmiechnięta Agnieszka. Cóż to za fajna postać. Pełna humoru energii i ciepła i niesamowitego ekspresjonizmu, który czuję od stóp do głów a to sprawia,że przenika on we mnie. Czasem się zastanawiam jak to jest, że widzisz kogoś po raz pierwszy i już wiesz chemia jest.
Już wiesz, że będzie ci dobrze bez względu na wszystko.Już wiesz, że mozesz uciec na koniec świata i zawsze będziecie trzymać się za ręce.
I tak się stało wszystko zadziałało z obiema tymi osobami. Coś tam dziwnego sprawia, że czuję z się z nimi wyśmienicie. I pierwszy raz po cichu żaluję, że tak dalej sama...
Śmieję się, jestem szczęsliwa i znów wiem, że życie zawsze niesie niespodzianki i kocham je dostawac bo dzięki nim jestem sobą i mogę być radosna a jak tak bardzo lubię się śmiać.
Bukuję się w hotelu, robi ogromne wrażenie. Kładę plecak oddycham spokojnie i biorę chwilę dla siebie.
Pokój piękny, przestronny z ogromnym wygodnym łóżkiem. Jestem - moje ulubione słowo - sama, wcale mi to nie przeszkadza. Rozbieram buty trekingowe nogi czują odpoczynek wyrzucam w kąt skarpety a małe paluszki cieszą się jak 10 małych dziewczynek na jednym placu zabaw tylko każda huśta się w inną stronę. Uff ulga myślę. Planuję resztę dnia. Pytam w recepcji o możliwość zwiedzania Doha. Co? Ile? Drogo! Taksówką drogo, bus hotelowy jeszcze droższy. Pytam czy iść pieszo jest bezpiecznie, recepcjonista stanowczym tonem odpowiada oczywiście Proszę Pani. Z lekkim niedowierzaniem staram się mu uwierzyć. Jest decyzja kilka kilometrów pokonam sama pieszo po prostu a co mi tam - idę.
Pierwsze kroki jestem nie pewna i bardzo ostrożna rozglądam się wszędzie jakbym właśnie coś straciła.Temperatura grubo ponad 30 st i już sama nie wiem czy wilgotność nie męczy czy trochę jednak poczucie obcości w innym kraju.Z każdym krokiem czuję się bezpieczniej całkowicie obcy mi pan pomaga przejść po remontowanej drodze, cały czas mówiąc "nic się nie martw- spokojnie". Nawet w pewnym momencie próbuje podać mi rękę z grzeczności żebym się nie przewróciła na kamieniach ale stanowczo odmawiam.
To zawsze działa. Droga szalona samochody pędzą jak oszalałe. Przez pasy trzeba przebiegać nikt się nie zatrzyma.
Jestem coraz spokojniejsza i zaczynam się delektować spacerem. Już nie rozgladam się za ludźmi zachowuję jednak czujność raczej zaczynam obserwować ludzi. Nikt na mnie nie patrzy.Wiele osób spokojnie spaceruje wzdłuż promenady portowej, ktoś ćwiczy na ulicznej siłowni z widokiem na morze, ktoś inny siedzi w parku zajadając owoce a ktoś jeszcze inny biega w prawie 40 st upale. No taki mamy tutaj klimat. Uspojajam się całkiem, idę jakby wolniej emocje pierwszego oddechu opadły. Dochodzę do Muzeum Islamu budynek piękny i okazały ale o tej porze zamknięty. Szkoda myślę, może gdybym się tak w hotelu nie grzebała to mogłabm wejść do środka. Trudno może innym razem będzie okazja.
Trochę wpuszczam się w centrum miasta.Nie wiem dlaczego, ale mnie nie urzekło to miasto.
Owszem ładne ale bywałam w ładniejszych miejscach.
Decyduję się wracać. Kiedy widzę już napis Onyx Rotana czuję, że kompletnie jest mi potrzebny basen. Dzięki radzie mojej siostry wzięłam pełny strój kąpielowy. Odpływam dosłownie i w przenośni. Spokojnie pokonuję kilka metrów wynurzając głowę nad wodę i jeszcze bardziej wiem, tego było mi trzeba najbardziej.
Chwilę jeszcze delektuję się ciszą i spokojem oddycham wilgotnym powietrzem, biorę głęboki oddech czuję smak powietrza zmieszanego z piaskiem. Biorę drugi głęboki oddech i czuję zapach Kataru zmieszany z męskimi perfumami. Typowy arabski zapach, trochę piżmowy, słodki ale nie przesłodzony. Czuje zapach palącej się szyszy, lubię czuć, dotykać smakować i przytulać i zawsze sobie myślę Bóg wiedział po co daje człowiekowi zmysły.
Tego wieczoru czekała mnie jeszcze jedna rozkosz. Każdy kto mnie odrobinę zna wie. Tak. Jazz Club. Kiedy tylko dostrzegłam muzykę na żywo wiedziałam, nic nie jest w życiu przypadkowe, jak oddawać się na wyjeździe roskoszy to tylko a może i zawsze takiej.
Zasiadłam przy stoliku zamówiłam lamkę białego wina sałatķę coś w końcu trzeba było zjeść i zasuchałam się bez granic. Przypomiałam sobie po którymś muzycznym uniesieniu, że sama nie znaczy samotna. Kilka komuniktatów do Agnieszki. Kusiłam ją na lampką wina, tiramisu na dobre towarzystwo na relaks przed wyprawą ale w ostateczności skusiłam tym samym co i mnie kręci Jazz Cub. Przyszli uśmiechnięci, pełni wigoru zawsze kiedy widzę taki uśmiech to serce napełnia się szczerością i błogim spokojem. Wiecie, że czując czyjeś wibracje można odpoczywać a jak ma się to w podwojonej dawce to dzieje się taka kumukacja dobrego samopoczucia, że nikt i nic nie jest w stanie tego zmienić.
Długo tego wieczoru delektowaliśmy się muzyką, dobrą zabawą, rozmową i sobą.
Czego w życiu można chcieć więcej ...
Komentarze
Prześlij komentarz